smęcenia starego piernika
- frankenstein
- Concert - The Cure Live
- Posty: 1394
- Rejestracja: piątek, 24 maja 2002, 09:45
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Warszawa - miasto zmartwychwstałe
Gdzieś ostatnio takie zdanie przeczytałem: 80% wszystkiego to chłam. 80% filmów, 80% muzyki hip-hopowej, 80% muzyki rockowej itd. itd. Problem w tym, że żyjemy w epoce eksplodującej masowości i ludyczności: telewizja, kultura obrazkowa, pajdokracja, web 2.0, kariery przez myspace i youtube. Każdy bezkrytycznie myśli, że ma coś ciekawego do zaoferowania światu. Co jest nieprawdą. Jednak obecnie owo 80% stanowi ogromną masę - tysiące razy więcej "jednostek twórczości" niż na przykład w latach 60-tych, kiedy aby w ogóle coś zacząć tworzyć i z tego żyć, trzeba było COŚ pokazać. Teraz do głosu doszło także wielkie NIC - stąd uczucie wszechogarniającego chaosu i chłamu. I upadku gustów. Ale zawsze działa zasada Pareto: 20% to jakaś tam świadoma elita, która z tego chłamu jakoś wybiera to 20% czegoś wartościowszego. Jakie perspektywy? Nie wiem. Ale wierzę w teorię wahadła, które po wychyleniu w jedną stronę, odbija w drugą....
Dla mnie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
Ray Charles
Ray Charles
- DrowningMan
- The Top
- Posty: 846
- Rejestracja: sobota, 10 kwietnia 2004, 22:36
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Bialystok/Warszawa
- Kontakt:
Ja zgadzam się praktycznie ze wszystkimi przedmówcami, że w tym wylewie tfurczym pogubiły sie rzeczy wartościowe. Kurcze, to naprawdę smutne jest ale w ostatnich 7 latach nie pojawiła sie żadna płyta, która by mną totalnie wstrząsnęła... Pamiętam, że pornography swego czasu potrafiłem słuchać 8h na dobę. Jaki dzisiejszy wykonawca potrafiłby wzbudzić takie emocję które tyle czasu trzymały trzymałyby mnie przy odtwarzaczu? Żaden!...
Zgadzam sie z peiterem, że dawniej muzyka była bardziej celebrowana. Oczywiście urodziłem sie za późno, żeby tego na własnej skórze doświadczyć, ale podobno słuchanie płyt analogowych to był rodzaj rytuału. Dzisiaj zapodaje sie giga megabajtów empetrójek do.... no tego.... no wiecie.... tego na szyje (po kilku piwach jestem i nie moge cholera znaleźć tego słowa :? ) i słucha sie tego miedzy innymi jedząc śniadanie lub robiąc kupę... A tak na marginesie dodam, że moim marzeniem jest od jakiegoś roku, zakupić sobie gramofon i skompletować na analogach płytki Rolling Stonsów i r'n'b/soulu z lat 60.... ale to jak sie dorobie troche chyba, czyli jeszcze to potrwa
Jestem także zdecydowanym zwolennikiem płyt trwających 40 min. Materiał taki jest zwarty, konkretny, bardziej przemyślany. A nie takie naprzykład produkcje hiphopowe, gdzie album trwa 70min, wyjebane jest 20 kawałków, w tym połowa to jakieś jebane przerywniki i nic sie kupy nie trzyma...
Zgadzam sie z balsamem, że nadzieja muzyki niestety tkwi już tylko w muzie elektronicznej. W muzie rockowej chyba wszystko już powidziane zostało a elektronika to jeszcze nie wyekploatowany teren
Odnośnie innych dziedzin sztuki to wydaje mi się, że sprawa jest bardzo różna. O ile z filmami to praktycznie różnie bywa - bo i są kijowe produkcje amerykańskie dla mas, ale i jest naprawdę ciekawe kino europejskie jak i na wskroś artystyczne video-arty, które ciągle sie rozwijają, miedzy innemi z poprzez większe możliwości techniczne jak i przez większe społeczne przyzwolenie na produkcje kontrowersyjne...
Zgadzam sie z peiterem, że dawniej muzyka była bardziej celebrowana. Oczywiście urodziłem sie za późno, żeby tego na własnej skórze doświadczyć, ale podobno słuchanie płyt analogowych to był rodzaj rytuału. Dzisiaj zapodaje sie giga megabajtów empetrójek do.... no tego.... no wiecie.... tego na szyje (po kilku piwach jestem i nie moge cholera znaleźć tego słowa :? ) i słucha sie tego miedzy innymi jedząc śniadanie lub robiąc kupę... A tak na marginesie dodam, że moim marzeniem jest od jakiegoś roku, zakupić sobie gramofon i skompletować na analogach płytki Rolling Stonsów i r'n'b/soulu z lat 60.... ale to jak sie dorobie troche chyba, czyli jeszcze to potrwa
Jestem także zdecydowanym zwolennikiem płyt trwających 40 min. Materiał taki jest zwarty, konkretny, bardziej przemyślany. A nie takie naprzykład produkcje hiphopowe, gdzie album trwa 70min, wyjebane jest 20 kawałków, w tym połowa to jakieś jebane przerywniki i nic sie kupy nie trzyma...
Zgadzam sie z balsamem, że nadzieja muzyki niestety tkwi już tylko w muzie elektronicznej. W muzie rockowej chyba wszystko już powidziane zostało a elektronika to jeszcze nie wyekploatowany teren
Odnośnie innych dziedzin sztuki to wydaje mi się, że sprawa jest bardzo różna. O ile z filmami to praktycznie różnie bywa - bo i są kijowe produkcje amerykańskie dla mas, ale i jest naprawdę ciekawe kino europejskie jak i na wskroś artystyczne video-arty, które ciągle sie rozwijają, miedzy innemi z poprzez większe możliwości techniczne jak i przez większe społeczne przyzwolenie na produkcje kontrowersyjne...
Turn On, Tune In, Drop Out
- alberto balsalm
- The Top
- Posty: 884
- Rejestracja: niedziela, 4 lutego 2007, 07:49
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: berlin-kingston-londyn
powiedzmy sobie szczerze - gdyby "nasza" muzyka zdobyła rozgłos, zostalibyśmy pozbawieni swego rodzaju "skarbu". założę się, że wielu z was czerpie małą satysfakcję z powodu słuchania muzyki bardziej ambitnej, a już na pewno mniej znanej (fani u2 mogą przestać czytać
). i nic w tym złego, pewnie gdyby była popularniejsza nadal byście jej słuchali, ale chcielibyście np. trafić na cure party zmonopolizowane przez zdołowanych emolatków? i don't think so. :)
słuchać tego co się lubi bez względu na stopień komercyjności, poszukiwać, odkrywać, nie zniechęcać się, mieć otwartą głowę, pozbyć się uprzedzeń i uważnie SŁUCHAĆ. nawet jeśli 95% populacji będzie słuchało badziewiu, będę miał to gdzieś. zawsze zostanie mi 5%, z którymi będę mógł o tym pogadać.

słuchać tego co się lubi bez względu na stopień komercyjności, poszukiwać, odkrywać, nie zniechęcać się, mieć otwartą głowę, pozbyć się uprzedzeń i uważnie SŁUCHAĆ. nawet jeśli 95% populacji będzie słuchało badziewiu, będę miał to gdzieś. zawsze zostanie mi 5%, z którymi będę mógł o tym pogadać.
jakiś fajny tekst po angielsku, który wyraża moją osobowość.
- alberto balsalm
- The Top
- Posty: 884
- Rejestracja: niedziela, 4 lutego 2007, 07:49
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: berlin-kingston-londyn
- dron
- Pornography
- Posty: 513
- Rejestracja: niedziela, 21 października 2007, 20:02
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Giżycko
DrowningMan pisze: Jestem także zdecydowanym zwolennikiem płyt trwających 40 min. Materiał taki jest zwarty, konkretny, bardziej przemyślany. A nie takie naprzykład produkcje hiphopowe, gdzie album trwa 70min, wyjebane jest 20 kawałków, w tym połowa to jakieś jebane przerywniki i nic sie kupy nie trzyma...
jeśli masz na myśli tą papkę "rapowo - hip hopową" z lat obecnych to masz rację... ale jakbyś przesłuchał kilka albumów sprzed 10-20-25 lat... to zmieniłbyś zdanie...
Pierwsze albumy Run-D.M.C./Rakima/Alkaholiks/Nasa... konkretne albumy... gdzie jest 8-10 kawałków gdzie wszystko gra jak ma grać... wiec podsumowanie hiphopowych albumów jako dwudziesto kawałkowe badziewie na podstawie tego co jest teraz jest nie do końca trafne... ale takie już nastały czasy... że to co było kiedyś jak wspomniane albumy sprzed 10-15-20-25 lat są lepsze od tych dzisiejszych lub bynajmniej takimi się wydają.
Odnosi się wrażenie że wszystko co powstaje teraz jest produkowane na "tony", choć zdarza się wyszperać perełki... nieczęsto ale sie zdarza...
Odnosząc to do Roberta i The Cure... dla mnie już nagrali te najpiękniejsze albumy, które najpiękniejszymi dla mnie zostaną na zawsze... i to chyba najważniejsze... i popularność tych albumów czy całej muzyki The Cure w ogóle nie wpływa na mój odbiór ich płyt.
Według mnie to w ogóle cała kariera The Cure, jest wzorcową karierą ceniącego się zespołu.. osiągnęli tak wiele, tak wiele szmalcu zrobili na muzyce robiąc to co kochają ale nigdy zbytnio się nie reklamując, sprzedają itd... dlatego miedzy innymi U2 dzisiaj znają wszyscy a The Cure coś nie bardzo...
Disintegration 89
- alberto balsalm
- The Top
- Posty: 884
- Rejestracja: niedziela, 4 lutego 2007, 07:49
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: berlin-kingston-londyn
no nie wiem. gruby i spółka to przecież oficjalna ikona mtv, a i piosenki cure w reklamach wykorzystywano.dron pisze: Według mnie to w ogóle cała kariera The Cure, jest wzorcową karierą ceniącego się zespołu.. osiągnęli tak wiele, tak wiele szmalcu zrobili na muzyce robiąc to co kochają ale nigdy zbytnio się nie reklamując, sprzedają itd... dlatego miedzy innymi U2 dzisiaj znają wszyscy a The Cure coś nie bardzo...
jakiś fajny tekst po angielsku, który wyraża moją osobowość.
- frankenstein
- Concert - The Cure Live
- Posty: 1394
- Rejestracja: piątek, 24 maja 2002, 09:45
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Warszawa - miasto zmartwychwstałe
Mniejsza popularność The Cure od U2 nie jest wynikiem braku odpowiednich zagrywek marketingowych. The Cure zawsze byli po prostu zbyt dziwaczni, by być na samym topie. Nie zmieniłoby tego nawet potrojenie wydatków na promocję i reklamę. U2 są zdecydowanie bardziej "accessible" i dzięki temu trafiają do znacznie szerszej palety gustów, a więc i liczby odbiorców.
Dla mnie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
Ray Charles
Ray Charles
-
- Japanese Whispers
- Posty: 749
- Rejestracja: środa, 24 października 2007, 16:12
- frankenstein
- Concert - The Cure Live
- Posty: 1394
- Rejestracja: piątek, 24 maja 2002, 09:45
- Numer gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Warszawa - miasto zmartwychwstałe
Z mojej strony to było tylko stwierdzenie faktu. Jak dla mnie The Cure i tak zaszli bardzo daleko, jeżeli chodzi o sukces komercyjny. To, że U2 są sławniejsi niż TC, ani mnie ziębi, ani grzeje. Muzyka to nie wyścigi.
A poza tym offtopicuję, za co przepraszam.
A poza tym offtopicuję, za co przepraszam.
Dla mnie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
Ray Charles
Ray Charles