VELVETPILL pisze:
Nie zabijałem rybek ani chomików, wręcz odwrotnie.
Odwrotnie? Czyli co, powoływałeś je do życia? Frankstein, konkurencję masz!
kjurczaczek pisze:
w zerówce mielismy takiego wielkiego misia co miał skrytkę w brzuchu, dorwałam 'ekipę' która zawsze tego misia miała-byliśmy taką zerówkową elitą- każdy się chciał z nami bawić i pani nas lubiła... niestety jeden chłopak narkotyzuje się teraz, koleżanka to pupil a ja... słucham The Cure..
No cóż, z całej trójki Ty zdecydowanie wybrałaś najciemniejszą ścieżkę egzystencji
A wracając do tematu - w wieku lat 12 zaczęła się moja fascynacja serialem
Z archiwum X. Oglądałem każdy odcinek (przynajmniej jeśli chodzi o 3 lub 4 pierwsze serie), niektóre nawet nagrywałem, oglądając wersję kinową o mało nie dostałem zawału (do dziś mi się podoba ten film), później oglądałem coraz rzadziej, a kiedy na miejsce Duchovny'ego zatrudnili Patricka, dałem sobie spokój. To już nie było to samo.
Natomiast jako gnojek 9/10-letni miałem po prostu fioła na punkcie Tinejcz Mjutant Hiroł Tyrtelz. Żółwiki były moją największą pasją na długo przed muzyką (ale równolegle z rodzącą się manią filmową), kolekcjonowałem wszystko, co dotyczyło tych zielonych zaskorupiałych stworów - komiksy, czapki, koszulki i oczywiście figurki. I faktycznie, zawsze chciałem być Leonardem bo miał takie dwie megadupne katany. Ale i tak zawsze pociągała mnie ciemna strona mocy i podziwiałem takiego Shreddera. Kranka (ten obleśny galaretowaty mózg o kolorze obecnie najmodniejszym wśród dresiar) się bałem, a fe. A mistrz żółwi, przerośnięty szczur Splinter wrył mi się w pamięć na tyle, że do dziś słuchając pewnej płyty Sneaker Pimps mam delikatne skojarzenia z gryzoniami

Kałabanga!
"Znajdę nowe zainteresowania, nowe zajęcia, ale nie oddam im się cały. Niczemu ani nikomu, nigdy więcej. I być może będę patrzał w nocy tam, gdzie na niebie ciemność pyłowej chmury powstrzymuje blask dwóch słońc, pamiętając wszystko..."