
Z jedzeniem nie miałem żadnego problemu!
Jak miałem jakieś 3-4 latka, a nie nauczyłem sie wołać, że chcę "kupę" to waliłem w pieluchę i siadałem na rurze od kaloryfera, tuż za kotarą w dużym pokoju. Rodzice zawsze mówią, ze jak zauważyli moją nieobecność - wiedzieli gdzie jestem i co zrobiłem

Biłem się z bratem (startszym o 5 lat)! Kiedyś tata kupił nam zestaw tzw. "Majsterkowicz" z takimi blaszkami z otworami i śrubkami do skręcania. I kiedyś użądziliśmy sobie wojnę - porobiliśmy z tego zestawu nożyki (takie krzyże odwrócone do góty nogami = ale bez skojarzeń proszę


Miałem psa cocker-spaniela i w zimie zawsze mnie ciągał na sankach. Jako ze mieszkamy nad morzem co wakacje spędzlaiśmy tam kilka tygodni (w Lubiatowie, na ośrodku wczasowym Meprozet'u). A mój dog uwielbiam morze - nie ważne czy sztorm i ogromne fale czy skwar lejący się z nieba - Dżeki zawsze był w wodzie. Ale sie ludzie gapili i pstrykali fotki memu brązowemu psu, gdy ten pływał po 3 m falach! Chyba nigdy nie zdarzyło się tak, by nie wrócił z kijem którego mu rzuciliśmy w morze- ale się woziłem w tym czasie - wszyscy mi zazdrościli

Z moim ukochanym dziadkiem zawsze się żegnaliśmy kopniakiem w rzyć

Nie zabijałem rybek ani chomików, wręcz odwrotnie. Kiedyś wpuściłem świnki morskie moich rodziców do jednego akwarium (zawsze były razem ale co jakiś czas je rozdzielali - nie mogłem pojąc dlaczego to robią????) no i efekt był taki, że miałem duuuużo świnek morskich

Kiedyś popisywaliśmy się z kolegami przed jakimiś starszymi laskami. Jeździliśmy przy nich na rowerach i sie "prezentowaliśmy". W końcu wpadłem na pomysł by na ich wysokości zeskoczyć z roweru niczym kaskader i... zeskoczyłem, ale rower sie utopił w stawie

Co jeszcze? Jako 8 latek pojechałem z dziadkiem na wiśnie. I tak niefortunnie spadłem z drzewa, że złamałem rękę w 5-ciu miejscach
Zemsta była słodka - w następne wakacje razem ścięliśmy to drzewo i puściliśmy z dymem.
Ech to były czasy
