Pablo pisze:Na początek powiem, że przejrzałem historię tematów na forum i nie znalazłem takiego. Mogłem coś przeoczyć, więc wybaczcie jeśli powielam ten temat.
Wśród dziennikarzy, krytyków i fanów The Cure, także na forum, słyszymy przeróżne opinie na temat poszczególnych wydawnictw zespołu. W niektórych kwestiach w większości jesteśmy zgodni, inne budzą spore kontrowersje (choćby ostatni album – „The Cure”). Stąd mój pomysł na dyskusję. Abyśmy wybrali (każdy wg własnego gustu) najbardziej NIEDOCENIANE przez większość albumy i utwory The Cure. Proszę wyjść z założenia: „Ja uwielbiam to wydawnictwo. Czemu inni na to psioczą?”
Zacznę od siebie:
- utwór „The Caterpillar”. Wiadomo, że album „The Top” nie należy do kultowych dzieł The Cure. Mówiąc wprost jest jednym z najgorszych... Choć ci, którzy interesują się nieco historią zespołu wiedzą, że nagranie „The Top” miało na celu skonsolidowanie rozbitego w ’82 The Cure i było swego rodzaju terapią dla psyche Smitha. Nie chodziło o podbicie sceny muzycznej. „The Caterpillar” wyróżnia się spośród innych piosenek płyty. Jakże ta melodia jest urocza! I nigdy nie uważałem, że ta piosenka jest „tandetna” (jak np. „Friday I’m In Love”). Uważam „Gąsienicę” za jeden z tych prawdziwych przebojów The Cure, obok „Boys Don’t Cry”, „Just Like Heaven” i kilku innych.
- utwór „How Beautiful You Are”. Nie, raczej nikt go obelgami nie obrzuca. Chodzi mi o coś innego. Przy różnych recenzjach „Kiss Me...” – nikt o nim nie wspomina. A na mnie żaden utwór z tego albumu nie zrobił takiego wrażenia jak wspomniany „How Beautiful...”. Jest świetny instrumentalnie, klimatycznie, a jego tekst jest u mnie na 1 miejscu wśród tych ulubionych. Uwielbiam „Kiss Me...”, bo to fantastyczny album. Jednak bez wspomnianego utworu płyta ta najbardziej straciłaby na wartości.
- płyta „Wild Mood Swings”. Owszem, zawiera słabsze momenty („Strange Attraction”, „Mint Car”, „Gone!”). Ale one występują też na innych płytach, które są wielbione (choćby „Wish”, „Bloodflowers”, „The Cure”). Nie sądzę by całościowo „WMS” odstawał od innych albumów The Cure. Zawiera bowiem wiele wartościowych songów. Uważam, że „Want”, „This Is A Lie”, „Jupiter Crash”, „Treasure” czy „Bare” należą do najciekawszych i najlepszych utworów zespołu w ogóle. A refren w „Club America”, końcówka „Round & Round & Round” czy kolejny ironiczny „Return” urokiem przypominają największe przeboje Cure’ów. Słychać, że panowie świetnie się bawią, a nagranie tych radosnych piosenek sprawia im dużą satysfakcję. Nie chcę wynieść na piedestały „WMS”, a jedynie obronić przed ostrą krytyką. Myślę, że wpływ na taki odbiór tej płyty ma fakt, iż po raz pierwszy w historii album The Cure sprzedał się gorzej od poprzedniego (w tym wypadku od „Wish”). A jeśli ktoś twierdzi, że jakość płyty należy oceniać przez pryzmat sprzedanych egzemplarzy, ten nie wie co mówi. Dla mnie „Huśtawka dzikich nastrojów” jest albumem, którego chętnie słucham. I cieszę się, że ta płyta powstała.
To tyle. Jest jeszcze kilka wydawnictw, które uważam za bardzo niedocenione, ale myślę, że to wystarczy. Nie chcę by ktoś zrecenzował moją wypowiedź, a jedynie sam „wyrzucił” coś z siebie. Łączy nas The Cure, ale są też pewne różnice w odbiorze ich muzyki. I właśnie o tym chciałem podyskutować. Pozdrawiam.
Ja uważam "The top" za naprawdę dobry album. Jest spójny i ciekawy."Piggy in the mirror" mnie powala jest zajebisty,"Shake dog shake" słyszałem takie wykonania które wywołują ciary, kolejny "Give me it" żywiołowy utwór z dobrym ostrym tekstem, no i perełki delikatne! "Birdmad girl","Dressing up" fantastyczne utwory ciekawe dźwięki i teksty.Wszystkie utwory z tego albumu zasługują na uwagę... nigdy nie dojdziesz na szczyt to tylko twoja wyobraźnia... the top... podobno Smith nagrywał tą płytę praktycznie sam i grał na wszystkich instrumentach... właśnie słucham Piggy in the mirror... i ta piękna przygrywka na gitarze w środku utworu... rozpływam się nie słuchałem tego z 3 lata dzięki za przypomnienie PABLO