Post
autor: Rav » czwartek, 8 stycznia 2004, 22:34
Wątek dotyczy mojego ukochanego przez te wszystkie lata zespolu, a więc:
1. Exciter jest dobrą plyta, trzyma poziom, a że nie rzuca na kolana, myślę, ze duża w tym zasluga producenta, za dużo w Exciter minimalizmu, to pasuje do muzy Bjork, ale Mark Bell powinien podejść do muzy DM inaczej, a nie wedle starego wypracowanego schematu. Nie mówię tego bezpodstawnie, bo specjalnie poznalem też jego twórczość pod szyldem LFO i ten gość po prostu w taki minimalistyczny sposób produkuje muzykę. DM slucham od 1985 roku i nie poczytuje im Exciter'a za porażkę. The Cure poznalem w 1987 roku dzięki mojemu przyjacielowi z liceum i sąsiadowi z jednego piętra, no i pozostalo mi do dziś. Każdą plytę kupuję w ciemno, bo taki Robert ma u mnie kredyt zaufania i nawet jego ostatnie technowate wyczyny mnie nie zrażają. Wybaczam, bo wiem, że Cure powrócą z piękną plytą, tak bylo z BF i tak będzie teraz!
2. Nie fascynuje się solową twórczością Gahana. Koncerty byly OK., choć uświadomily mi że koniec DM już blisko. Po wszystkich wypowiedziach na temat DM stwierdzam, że Dave, którego kiedyś uwielbialem, to koleś niewporzo, czuję gorycz. Po tych wszystkich latach z DM nadal kocham tą muzykę, ale nie mogę już znieść wypowiedzi pana G. Bylem na 2 solowych koncertach w Niemczech i po listopadowym koncercie w Boblingen k.Stuttgartu powziąlem decyzję, że nie chcę go już więcej widzieć, jeśli doprowadzi do rozpadu DM. Nie będę jechal 2400 km w jeden weekend, żeby zobaczyć kogoś kto teraz soim zachowaniem niszczy legendę. DM towarzyszyo mi na każdym etapie życia i tak będzie, nie potrafie i już nie chcę zaakceptować zachowania Gahana. nie bardzo sobie wyobrażam, jak po tym wszystkim co zostalo powiedziane Dave ma teraz stanąć kolo Martina na scenie... Moim zdaniem ludzie przychodzą na solowe koncerty Gahana (pomijam pozbawione krytycyzmu fanki kręcenia tykiem) tylko po to, żeby pośpiewać piosenki DM, bo tęsknią za DM. Podziwiam Roba, że przez te wszystkie lata prowadzi TC z taką klasą, choć też różnie bywalo (Lol).
3. Kwietniowy koncert Martina Gore w Hamburgu byl dla mnie magicznym przeżyciem. Ja jestem już doroslym facetem, dość cynicznym momentami, ale podczas tego koncertu mialem mokre oczy (choć Boys don't cry). Martin swoimi interpretacjami piosenek DM (Walking in my shoes, In your room ,Shake the disease) i wspanialymi wykonaniami coverow swoich mistrzow (Loverman Cave'a) po prostu mnie rozwalil. Po powrocie do Polski następnego dnia nie poszedlem do pracy, po prostu nie moglem się do tego zmusić (na szczęście są te 4 dni w kodeksie pracy do wykorzytania). Po tym koncercie wiem, że jeśli DM się rozpadną, ale Martin będzie gral od czau do czasu taaaaaaaakie koncert, to będę w stanie to zaakceptować.
Dla mnie Gore to taki Smith, zwykle nawet mówię;, że jeśli Rob jest poetą;, to Martina z pewnością można nazwać prozaikiem.
4. Black Celebration, SOFAD i Ultra oraz na pewno Kiss me, Disintegration i Head on the door (push it away), to plyty bez których trudno mi byloby żyć.
Mialo byc o DM, bylo też o TC, wybaczcie, ale od dlugiego czasu jestem w zdecydowanie bardziej curowym nastroju........
DM TOUR 2013: Monachium, Budapeszt, Zagrzeb, Bratysława, Berlin, Paryż, Warszawa