Post
autor: frankenstein » czwartek, 20 grudnia 2012, 11:05
Kochani, to jest normalny biznes - czyli liczą się pieniądze i relacje. Robert oczywiście decyduje o tym, czy w danym roku The Cure grają, mniej więcej gdzie i kiedy. Ale potem w szczegółach to już jest biznesowa rozgrywka pomiędzy agentem wynajętym przez zespół a agencjami koncertowymi w poszczególnych krajach. Z pewnością w Polsce są ludzie, którzy non stop są w kontakcie z agentem zespołu i czekają na okazję, bo koncerty w Polsce jak dotąd świetnie się sprzedawały. Jak się dostanie wstępną zgodę na termin, wtedy szuka się miejsca - hali, stadionu - i się je rezerwuje i wynajmuje. Tak naprawdę całe ryzyko jest po stronie agencji koncertowej - ona musi zapłacić ustaloną stawkę za wynajem miejsca i honoraium dla zespołu. Potem robi wszystko, żeby inwestycja się zwróciła ze sprzedaży biletów i z wpłat od sponsorów. Wyobrażam sobie też, że czasem pojawiają się kolizje terminów i dochodzi do swego rodzaju licytacji. Agent mówi: 23 czerwca, sobota, The Cure mogą zagrać w Niemczech, Czechach lub w Polsce. I jeżeli z jakichś powodów Smith nie zaingeruje, to wygrywa po prostu najlepsza oferta. Dlatego najwięcej koncertów jest w Niemczech czy Francji - bo tam społeczeństwa - póki co... - są zamożniejsze i jest największa kasa. Sentymenty nie są chyba głównym kryterium wyboru, ale czasem mogą zdecydować dobre relacje. Swoją drogą nie wiem, na ile prężnie działa obecnie Andrzej Marzec, ale zawsze miałem wrażenie, że ma z nimi dobre stosunki. A relacje w tym biznesie są bardzo istotne - tak przynajmniej twierdzi Ziółkowski, a on na pewno wie, o czym mówi.
BTW jestem przekonany, że jeżeli nie Marzec, to ktoś inny na pewno jeszcze sprowadzi chłopaków do Polski. Nie traćmy nadziei :)
Dla mnie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
Ray Charles