... ktoś już zauważył że "stałym bywalcom" mogły się nie podobać niektóre aranżacje - ja niemogę się doczepić żadnego kawałka, nie mogę i nie chcę - koncert to nie jest płyta do odsłuchiwania - to jest suma muzyki i zabawy - w tym konkretnym momencie, nie da się odtworzyć cienia atmosfery z koncertu w domu (nawet gdyby ktoś zdzielił Cie pare razy za zbyt głośne słuchanie muzy to i tak te siniaki nie będą takie piękne i czułe jak te spod sceny - tak na marginesie jak ktoś idzie pod scene musi wiedzieć że tam jest najlepsza zabawa



Pornography to dla mnie płyta wszechczasów ... jak usłyszałem jej kulminacyjny moment ... byłem skonczony ... Strange Day ... osiągnąłem chyba nirwane ... w takich momentach nic sie nie liczy
... prawie każdy zagrany utwór miał w sobie coś dla mnie magicznego ( ... ambition in the back of the black car ... wszyscy krzyczą wokół mnie .... never enough (nigdy nie podobał mi się ten kawałek, aletutaj brzmi zupełnie inaczej) ... zdecydownanie popieram ... never enough ...
... dobór kawałków w przedostatnim bisie, pozwolił mi wyszleć się i przypomnieć zabawy sprzed parunastu lat na koncertach ... a potem to wyciszenie przy Faith ... nothing left ... stałem zaczarowny ... ostatnie uderzenia basu ... jakby naprawde wszystko się skonczyło ... nie da sie tego opisać ... pomogłem jeszcze maleństwu unieść flagę (tak jak i parę razy wcześniej - oj ciężki miała kawałek chleba) ... mam wrażenie, że Robert rzucił swoim obłąkanym wzrokiem wtedy w naszą stronę ...
... czekałem parę lat na ten koncert i najstraszniejsze jest to, że oczekiwanie na następny będzie jeszcze bardziej dręczące ... byłem w niebie ... chcę tam wrócić